Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

czwartek, 14 listopada 2013

Space Centre


Nie będę wyjątkiem, jeśli napiszę, że czasami lubię zapatrzeć się w nocne i pogodne niebo. Z całego mojego życia pamiętam dwa takie niezwykłe momenty kiedy nie mogłam oderwać oczu od nieba. Pierwszy wydarzył się bardzo, bardzo dawno temu, gdy z grupą znajomych, późnym wieczorem wybraliśmy się na pewną beskidzką górę. Gdzieś blisko wierzchołka góry była polana. Na tej polanie zrobiliśmy ognisko, a przy dźwiękach gitar śpiewaliśmy i piekliśmy kiełbaski. Tam też poczułam bliskość nieba, bo niebo to było obsypane największą ilością gwiazd, jaką kiedykolwiek w życiu widziałam. Leżeliśmy wszyscy na trawie wpatrzeni w to gwieździste sklepienie niemal do rana. Innym razem, ale też dawno temu, zapatrzyłam się w niebo w pewnej wielkopolskiej wsi. Do dziś jestem wdzięczna losowi, że wówczas posprzeczałam się z mężem. Chcąc nie sprzeczać się przy świadkach, wyszliśmy oboje na zewnątrz domu, w którym byliśmy gośćmi. Na sierpniowym niebie gwiazdy przygotowały dla nas widowisko – tańce spadających gwiazd. Ileż ich wówczas widzieliśmy, nie wiem, ale chyba całe mnóstwo. Nie pamiętam ile komarów wówczas nakarmiło się nami, ani to, o co wybuchła sprzeczka, ale nawet dziś, gdy czasami zamykam oczy wciąż widzę te migające, przelatujące nad głowami gwiazdy.
Wspomnienia gwieździstych nocy powróciły do mnie jak bumerang w dniu, w którym wraz z całą naszą rodziną wybraliśmy się do Space Centre w Leicester (www.spacecentre.co.uk). Bardzo nam się tam spodobało. Byliśmy tam około siedmiu godzin i jestem pewna, że tam jeszcze wrócimy. Kiedyś bardzo interesowałam się kosmosem, astronautyką i przeczytałam sporo książek o tej tematyce, a w Space Centre miałam okazję przypomnieć sobie swoją wiedzę i uzupełnić ją o wiele interesujących faktów i ciekawostek o wszechświecie. Jest to jedno z tych miejsc, gdzie bez względu na wiek każdy znajdzie coś  interesującego dla siebie.

Space Centre powstało w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i jest podzielone tematycznie. Jedna część przybliża nam informacje na temat wszechświata, inna na temat układu słonecznego czy też naszej planety- Ziemi, podróży kosmicznych, astronautyki czy historii podboju kosmosu. Absolutnie rewelacyjnym miejscem jest planetarium! W planetarium odbywają się – co tu dużo pisać -fantastyczne pokazy. Ten, na który my trafiliśmy dotyczył poszukiwań życia pozaziemskiego. Ogromny, z góry i z boków otaczający widownię ekran i doskonała jakość pokazu przeniosła nas w orbitę pozaziemską z taką mocą, że wydawało nam się, że naprawdę jesteśmy na pokładzie statku kosmicznego i z zawrotną prędkością pokonujemy przestrzenie wszechświata by bliżej przyjrzeć się odległym galaktykom i planetom. Oj, bardzo kręciło mi się w głowie. Wspaniałe doświadczenie i efektowne wrażenie! Niestety, podczas pokazu zabronione jest robienie zdjęć, więc jedyne zdjęcie z tego miejsca jest zrobione przy opuszczaniu sali. W Space Centre jest jeszcze jedno, malutkie planetarium, gdzie cały czas można pogłebiać naszą wiedzę o planetach z naszego układu słonecznego.

 Punkt centralny Space Centre
 
 Planetarium
 
                 Część zachęcająca do blizszego poznania planet

Miejsca, gdzie można dowiedzieć sie wiele ciekawego na temt planet i gwiazd. 
 
 
Najciekawszym dla moich starszych dzieci miejscem, okazała się ta część Space Centre, gdzie dzieci mogły sprawdzić swoją wiedzę i kondycję potrzebną do tego, by zostać astronautą. Sporo tam jest atrakcji: symulator wynoszący kosmonautów na orbitę, fotel astronauty, na którym można usiaść i poćwiczyć użyteczność drążków i guzików, specjalna platforma, dzięki której łatwiej jest wyobrazić sobie siłę grawitacji na księżycu. Dla najmłodszych dzieci, oprócz kącika zabaw pełnego twórczych inspiracji, wszędzie znajdują się urządzenia i przyrządy, które poprzez zabawę przybliżają im wiedzę na temat otaczającego nas kosmosu. A specjalne pojemniki ze strojami do przebierania się, pozwalają kilkulatkom przez chwilę poczuć się jak gwiazdka, kosmita czy kosmonauta.
 Sprawdzić się jako astronauta -czemu nie?
 
 A może choć na moment usiąść za sterami promu kosmicznego?
 
 Nawet kilkuletnie dzieci poprzez zabawe poznają świat kosmosu.
 
 A może tak w stronę Marsa?
 
 To, co kiedyś odkrył Kopernik, dziś jest oczywistością już dla dzieci.
 
 Słońce - gwiazda pełna zagadek.
 
 Czym w kosmosie jest rok dla Ziemi?
 
 Oko w oko z kosmitą.
 
 Trochę wiedzy na temat budowy teleskopów.
 
 Miejsce odpoczynku i artystycznej kosmicznej twórczości najmłodszych.
 
 Być przy narodzinach i śmierci gwiazd.
 

 Dzieci zawsze znajdą coś dla siebie interesującego.
 
 Spoglądać na stół jak w telewizor.
 
Poznać tajemnicę rakiet V-2
 
 Poznać świat z początków podboju kosmosu. 
W zasadzie każdy może przez chwilę oddać sie we władanie własnej wyobraźni i przez moment poczuć się jak kosmonauta, zwłaszcza wówczas, gdy ma możliwość obejrzenia fragmentu promu kosmicznego od środka. W Space Centre wiele można dowiedzieć się o podbojach kosmicznych, historii podbojów i ludziach związanych z kosmosem. Dużym zaciekawieniem odwiedzających cieszą się gabloty, miedzy innymi te, w których znajduje się przykładowe jedzenie astronauty i - uwaga –interesująca toaleta (pod zjęciem toalety wyjaśniam dlaczego jest interesująca). Jest tutaj sporo ekranów, telewizorków i mini salek kinowych, w których można obejrzeć relacje z różnych wypraw. Nam najbardziej podobał się film opowiadający o wyścigu na podbój kosmosu, jaki miał miejsce pomiędzy dwoma krajami: Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Radzieckim.

 Miejsce, gdzie można poznać szczegóły pracy astronautów.
 
 Jakby to nazwać -uniform do pracy :)?
 

 Miejsce, gdzie możemy obserwować start rakiety
 
 Kosmiczna toaleta. Może trudno w to uwierzyć, ale toaleta ta jest również oczyszczalnią. Mocz kosmonautów jest oczyszczany, przetwarzany i potem wykorzystywany do picia i tak cały czas. Podobno mocz potrzebuje czterech dni do filtracji.
 
 Co dziś na obiad?
 
 Choć przez chwilę byc kosmonautą w statku kosmicznym.
 

 Rosyjski statek kosmiczny.


Wszystkie te i inne atrakcje ogląda się w typowo kosmicznej scenerii. Nad głowami unoszą się satelity, tu i ówdzie drży ziemia, huczy rakieta.  W części jadalnej,czy jak kto woli –restauracyjnej,  co jakiś czas słychać odliczanie do startu i od dołu obecnej tam rakiety wydobywa się jakby ogień i dym, co bardzo się dzieciom podoba.
 Meteoryt
 
Największa atrakcja sali "restauracyjnej".
 
 

 Satelity
 

Nie sposób opowiedzieć wszystkiego, co znajduje się w Space Centre. Uważam, że jest to bardzo ciekawe miejsce i warto się tam wybrać. Bilety kupowane przez Internet stają się biletami rocznymi, co jest wielką zaleta zwłaszcza dla tych, którzy mieszkają bliżej i mogą częściej korzystać z centrum kosmosu. Jakieś wady? Tak- bufet. Niestety, w bufecie jest mały wybór przekąsek i trudno znaleźć coś odpowiedniego do jedzenia dla dzieci typu "wybredny" lub "niejadek". Następnym razem przygotuję posiłek w domu i zjemy go tam w miejscu zwanym piknikowym.  

 Strefa księżyca
 
 W ekranie telewizora z lat sześciedziatych można cały czas oglądać moment pierwszego lądowania na księżycu w 1969 roku.
 
Nasz naturalny satelita.

 






niedziela, 27 stycznia 2013

Bath


Dla wielu ludzi zamieszkujących te soczyście zielone pagórki ówczesnej Anglii, dzień rozpoczął się tak jak zawsze. Każdy miał swoje codzienne zajęcia i obowiązki. Także młody celtycki pastuszek, który wraz ze stadem owiec wtopił się w bujnie porośnięte trawą i wszelkim kwiatem łąki. Jak każdego dnia podziwiał przyrodę, wsłuchiwał się w śpiew ptaków i przyglądał chmurom.  Ale tego dnia, do jego uszu dobiegł zupełnie obcy mu dźwięk. Z minuty na minutę dźwięk rósł na sile, aż wreszcie oczom chłopca ukazał się niecodzienny widok. Zza pobliskiego wzgórza wynurzyła się kolumna obcych żołnierzy. Byli to Rzymianie.

Cesarstwo Rzymskie było w tamtych czasach potęgą światową. Silne państwo, rozbudowujące się miasta, nauka, sztuka i silna armia podbijająca coraz to nowsze tereny. W poszukiwaniu nowych obszarów do poszerzenia swojego imperium, a także nowych skarbów takich jak: zboża, żelazo i złoto- Rzymianie w 43 roku naszej ery, wtargnęli na dzisiejsze tereny Anglii. Wiele dzisiejszych największych miast Wielkiej Brytanii zostało założonych przez Rzymian. Budowały się drogi i mosty.  Wiele z nich funkcjonuje do dziś. Okolice, gdzie celtycki pastuszek pasł owce, dzięki Rzymianom stały się jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc Zjednoczonego Królestwa. A wszystko to za przyczyną „bąbelkujących” źródeł.
Ale tak naprawdę gorące źródła dzisiejszych okolic Bath w hrabstwie Somerset, znane już były Celtom na długo jeszcze przedtem, zanim odkryli je Rzymianie. Celtowie uznawali je za swego rodzaju świętą wodę i wrzucali do źródła monety, jako ofiary dla ich bożka Sulisa. O niezwykłych właściwościach źródlanej wody opowiada jedna ze średniowiecznych legend. Dawno temu, w 863 roku przed naszą erą, w okolice źródła trafił pewien celtycki książę – Bladud, wygnany ze swojego królestwa po tym, kiedy jego skóra została zaatakowana przez nieznaną nikomu chorobę. Jego ciało pokryło się pryszczami i wrzodami. Dolegliwość ta była bardzo uciążliwa i sprawiła, że Bladud, niegdyś książę –został świniopasem. Całe dnie spędzał ze świniami. Po pewnym czasie książę Bladud zauważył coś niezwykłego: zdawało mu się, że za każdym razem, kiedy świnie brodziły w błocie niedaleko gorącego źródła, ich skóra stawała się gładsza i delikatniejsza. Sam, długo się nie zastanawiając, zanurzył się w źródlanej wodzie i ku jego zdziwieniu –wszelkie pryszcze i wrzody na jego ciele zniknęły. Szczęśliwy Bladud powrócił do siebie i został królem, ale nigdy nie zapomniał źródła, które go uleczyło. Dzięki Celtom okolice Bath zaczęły się rozwijać, a za przyczyną Rzymian rozwój ten nabrał jeszcze szybszego tempa.

Celtowie wierzyli, że cudowną wodę zesłał im ich bożek –Sulis. Podobnie do tego podchodzili Rzymianie, oni też upatrywali w tym działanie bogów. Wokół największego źródła rzymianie zbudowali ogromną, kamienną świątynię oraz łaźnie i dedykowali to miejsce ich bożkowi Minerva, odpowiedzialnemu między innymi za sprawy zdrowia. Z czasem zarówno osiadli tutaj Rzymianie, jak i potomkowie Celtów nazwali bożka po swojemu - Sulis Minerva.

Podobno główne źródło produkuje dziennie około 1.1 milionów litrów gorącej wody, czyli można by nią napełnić ponad 20 000 wanien. Można je podziwiać także i dziś, choć obecnie kąpiel w nim nie jest możliwa ze względu na odkrycie w wodzie różnych groźnych dla zdrowia bakterii. Ale kąpiele dokładnie w tej samej wodzie przez lata przyciągały ludzi jak magnes.  Miasto nazwane przez Rzymian -Aquare Sulis –czyli dzisiejsze Bath, już w czasach rzymskich było odwiedzane przez amatorów kąpieli z całego imperium. Okolice źródła stały się znanym ośrodkiem leczniczym i wypoczynkowym. Odbywały się nawet pielgrzymki do źródła, wody uznawanej przez wielu jako cudownego napoju leczącego wszelkie choroby i dolegliwości. Turystyka spowodowała rozwój miasta i dziś można śmiało powiedzieć, że miasto to ma swój niezwykły klimat. I nawet jeśli dziś nie można się wykąpać w historycznym źródle, to w zamian za to w Bath od 2006 roku działa The ThermaeBath Spa i jest to jedyne miejsce w Wielkiej Brytanii z gorącą naturalną wodą do kąpieli.

Zabytkowe rzymskie łaźnie przyciągają kilka milionów turystów rocznie. Zwiedzając je można przenieść się do czasów imperium rzymskiego. Dziś ówczesne rzymskie łaźnie w Bath są wyjątkowo ciekawym muzeum. Wspaniałe ekspozycje. Stare połączone z nowym. Z jednej strony porusza się korytarzami z tamtych czasów, ogląda zabytkowe przedmioty, wczytuje się w informacje lub wsłuchuje się w radiowego przewodnika, z drugiej zaś strony, wykorzystanie nowoczesnej technologii sprawia, że każdy tu wręcz wtapia się w środowisko dawnych czasów. A wszystko to za pomocą żywych obrazów ściennych. Warto to przeżyć i zobaczyć na własne oczy.
 



 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Gdybyście odwiedzali Bath, zachęcam was do zajrzenia do rzymskiej łaźni, ale także do spaceru uliczkami tego ukrytego między pagórkami miasta. Kto wie, może rozpoznacie tu niejedno miejsce znane wam z filmów kostiumowych? I z sentymentem zerkniecie w okna mieszkania, w którym kilka lat mieszkała Jane Austin? Do tego urocze sklepiki z pamiątkami, kawiarnie i powiew historii. Nic dziwnego, że Bath od 1988 roku znajduje się na światowej liście zabytków UNESCO. Zachęcam do zwiedzenia Bath!