Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

niedziela, 25 lipca 2010

Wakacyjnie!

Są! Upragnione, wyczekane i wymarzone wakacje! Ponad pięć tygodni luzu! Pięć tygodni? Pewnie wielu z was myśli –o rany, jak krótko! Wprawdzie w niektórych częściach Wielkiej Brytanii wakacje rozpoczęły się już tydzień temu..... Ale to wciąż jest tylko 6 tygodni. Czy rzeczywiście brytyjskie dzieci należą do tych nielicznych w Europie, którym dane jest cieszyć się z krótkich wakacji? Wygląda na to, że tak. Chociaż...... Dziś, już w otoczeniu walizek gotowych do naszych wakacyjnych wojaży, opowiem wam jak to naprawdę jest z tymi wakacjami w Anglii oraz jak mali wyspiarze kończą rok szkolny. Zaczynamy!



Spoglądając na kontynent Europejski można odnieść wrażenie, że te zaledwie kilka tygodni wakacji brytyjskich uczniów ustawia Anglię na ostatnim miejscu w sondażu traktującym o długości wakacji. W samej Polsce jest to więcej niż dwa miesiące, a przecież w Europie są także kraje, których mali obywatele mają trzymiesięczne i dłuższe letnie przerwy w nauce. Kiedy inni współczują brytyjczykom ich krótkich wakacji, sami Brytyjczycy raczej dziwią się innym europejskim społecznościom ich długimi wakacjami i zastanawiają się, jak wszyscy sobie z takim stanem rzeczy dają radę. Owszem, zdarzają się opinie, że może powinny być ciut dłuższe, ale zapewniam was, że gdyby komuś przyszło do głowy zmienić istniejący stan rzeczy wydłużając wakacje, rodzice protestowaliby nie zgadzając się na zmiany. Co innego przesunąć termin na chociażby te najpiękniejsze miesiące letnie jakimi są czerwiec i lipiec. Angielski sierpień nie szczędzi Wyspom deszczu. Czy tutejsi opiekunowie są aż tak bezduszni, że nie chcą dłuższych wakacji dla swoich milusińskich? Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Zwyczajnie chodzi o sprawowanie opieki nad dziećmi w czasie ich czasu wolnego. Tutejsze prawo jest surowe i zabrania dzieciom poniżej 14 roku życia pozostawać w domu bez opieki dorosłego. Wydaje mi się, że w tej kwestii większość rodziców stara się to prawo przestrzegać. Bezpieczeństwo dzieci, które potrafią mieć wyjątkowo orginalne pomysły gdy się nudzą spędza sen z powiek zawodowo aktywnym rodzicom. A każdy donos sąsiada może być dramatyczny w skutkach i grozi pozbawieniem opieki rodzicielskiej nad dziećmi, a nawet więzieniem. Jednak patrząc na brytyjskie ulice, gdzie dostrzeżemy wielu małolatów pozbawionych opieki dorosłych, możemy odnieść wrażenie, że prawo to dotyczy tylko pozostawiania dzieci w domu. Nic podobnego. Jedyne wytłumaczenie tego faktu jest takie, że części społeczeństwa ulica i centra handlowe wydają się bezpieczniejsze od własnego domu. Tak więc, kiedy zbliżają się wakacje, zdecydowana większość pracujących rodziców musi zapewnić swoim dzieciom opiekę. Często ożywia się instytucja babć i dziadków lub cioć. Organizowane są letnie kluby, coś na styl półkolonii, ale jest to dość kosztowne. Im krótsze wakacje, tym mniejszy kłopot dla opiekunów.

Inną kwestią jest fakt, że tutejszy uczeń ma wiele innych przerw w nauce w czasie całego roku szkolnego. Rok szkolny podzielony jest na trzy, a nie jak w przypadku Polski na dwa semestry. Pierwszy, jesienny (autumn term) rozpoczyna się we wrześniu i trwa do końca grudnia. Ale w jego połowie, pod koniec października, brytyjski uczeń ma tydzień wolnego. Takie ferie noszą tutaj nazwę – half term break, czyli przerwa w połowie semestru. Kolejne ferie związane są z okresem Bożego Narodzenia i zaczynają się na dwa, trzy dni przed świętami, a kończą po Nowym Roku. Nierzadko po Trzech Królach. Po Nowym Roku rozpoczyna się okres wiosenny (Spring Term). Jeśli jesteście ciekawi, gdzie zapodziała się zima to musicie wiedzieć, że w szkolnictwie nie obowiązuje terminologia - okres zimowy. Dla przeciętnego Brytyjczyka zima to tylko czas od Bożego Narodzenia do Trzech Króli, bez względu na to, co mówią kalendarze. Semestr wiosenny jest dość krótki z tygodniową przerwą w połowie lutego, a kończy się wraz z nadejściem dwutygodniowych ferii Wielkanocnych (najczęściej jest to Wielki Tydzień i Tydzień Wielkanocny). Ostatni, okres letni (Summer Term) z kolejną tygodniową przerwą na przełomie maja i czerwca ma swój finisz w drugiej połowie lipca, rozpoczynając wakacje letnie. W tym roku wakacje moich dzieci rozpoczęły się 24 lipca. Ale jest jeszcze dodatek gratis!!! Dodatkowo w ciągu całego roku szkolnego dzieci mogą liczyć na kilka dni wolnych extra. Są to dni przeznaczone dla nauczycieli na ich szkolenie –teacher training day. Ich termin zależy od dyrektora szkoły. Ale najczęściej są to poniedziałki po feriach lub piątki przed feriami. Nauczyciele się szkolą lub działają na terenie szkoły, a dzieci mają wolne.

Podsumowując; conajmniej 7 tygodni wolnego w czasie roku szkolnego plus ponad 5 tygodni wakacji daje nam więcej niż 12 tygodni bez szkoły. Jeśli do tego dodać inne wolne dni, to już teraz chyba nikt nie myśli że to mało? Tyle tygodni rodzice muszą zapewnić dzieciom opiekę w czasie ich pracy –niełatwe, prawda?

W Polsce ostatni dzień w szkole jest tylko dopełnieniem formalności; czyli uroczystym rozdaniem świadectw. A w Wielkiej Brytanii? Tu do ostatniego dnia dzieci są w szkole tyle godzin, co zawsze (czyli 6-7godzin). Wprawdzie, jak to na ogół bywa, w ostatnim tygodniu zajęcia są lekkie; wspólne oglądanie filmów, zabawy i znoszenie do domu ogromnych toreb zeszytów, prac i teczek wypełnionych mnóstwem zapisanych i zamalowanych przez naszych milusińskich kartek. Następuje okres pokazywania w domu tego, co się w szkole robiło przez cały rok. W ostatnim tygodniu szkoły nauczyciele są zasypywani laurkami, kartkami z życzeniami i kwiatami. Czasami dostają czekoladki badź butelkę wina, co nikogo tutaj nie gorszy. To wszystko. Nawet jeśli klasa składa się na jakiś prezent, jest to prezent skromny i symboliczny. Nikt nie otrzymuje świadectw, bo coś, co można porównać do świadectwa, czyli raport o nauce dziecka dostaje się na dwa, trzy tygodnie przed wakacjami.

Wiemy, że ze świadectwami szkolnymi bywa różnie. Pamiętam, że oczekiwanie na nie bywa często ogromnym stresem i jedną wielką niewiadomą. W tutejszym raporcie dziecka nie ma ocen. Każdy jeden przedmiot jest szczegółowo, opisowo oceniony i podsumowany. Pojawiają się także sugestie dla ucznia. To, co mi się osobiście bardzo podoba, to kolejność podawania informacji. Nie tylko tej umieszczonej w raporcie, ale także w czasie spotkań z nauczycielem czy derektorem. Romowę zawsze rozpoczyna się od tego, co pozytywne i godne pochwały. A potem w delikatny sposób następuje w razie konieczności wspomnienie tego, co mogło być niewłaściwe; Podam krótki przykład. Nauczyciel o uczniu do rodzica ”Moim zdaniem XY jest bardzo grzecznym i przyjaznym chłopcem. Jego wiedza matematyczna jest duża. Zgłasza się, udziela wielu poprawnych odpowiedzi. Interesuje się matematyką. Jedyne, nad czym radziłabym popracować to tabliczka mnożenia. Z tym miewa małe trudności, ale wierzę, że przez wakacje, a potem w następnym roku XY okaże się mistrzem także w tabliczce mnożenia”. Jest to bardzo mądre podejście do ucznia. Po takiej rozmowie ani dziecko, ani rodzic nie czują się przygnębieni i zestresowani, a wręcz przeciwnie, rosną im skrzydła, a optynizm wlany do serca przez pedagoga potrafi zdziałać cuda. Raport kończy się ogólną opinią wychowawcy i dyrektora szkoły o uczniu. Może jeszcze tylko dodam, że w raporcie wynajdziemy bardzo szczegółowe informacje na temat nieobecności i spóźnień z uwzględnieniem dat. W szkole średniej obok opisowej oceny, podany jest także stopień wiedzy –level. Na jakim poziomie jest uczeń w danym przedmiocie. Ale nie są to oceny. Oprócz odnotowanych szczegółowo spoźnień i nieobecności, rodzice dostają wykaz tak zwanych nadprogramowych prac, czyli tego, co uczeń zrobił sam od siebie lub czym pozytywnie zaskoczył. Jest także spis złych chwil; braku prac domowych, złego zachowania z uwzględnieniem przedmiotów i dat.

Ciekawostka! Nie ma takiej możliwości, by jakikolwiek uczeń nie dostał promocji do następnej klasy. Taka sytuacja nie mieści się w brytyjskiej świadomości. Dla każdego pytanego przeze mnie Anglika, możliwość pozostawienia ucznia w tej samej klasie na drugi rok jest nie tylko paskudną dyskryminacją, ale wręcz psychicznym znęcaniem się nad uczniem, bo jak to oni słusznie twierdzą szkoła ma uczyć a nie w tak upokarzający sposób karać. Jeśli uczeń czegoś nie umie, należy go tego nauczyć. Jeśli jest mu ciężko to szkoła musi mu wyjść na przeciw i pomóc. Szkoła według Brytyjczyka ma być miejscem, gdzie dzieci chętnie spędzają czas i które zawsze dobrze wspominają. Nie ma mowy o takiej sytuacji, by z różnych powodów słabszy uczeń był zastraszany możliwością powtarzania klasy. Pewna znajoma dyrektorka, kiedy opowiedziałam jej, że w Polsce istnieje taka możliwość była bardzo zbulwersowana i stwierdziła, że jest to łamanie praw człowieka. Pomyślałam, że przesadziła, ale po dłuższym zastanowieniu się i przypomnieniu sobie tych osób, którym to się zdarzyło, ich stresu, często gorszego traktowania przez pedagogów i to w obecności całej klasy, a co za tym idzie narażaniu na dokuczanie ze strony innych uczniów, przyznałam jej rację.

Po wakacjach dzieci wracają do szkół, do nowych klas i nowych nauczycieli, bo wychowawcy w szkołach podstawowych zmieniają się każdego roku. Jeszcze w lipcu, przed wakacjami uczniowie mają okazję poznać swojego przyszłego wychowawcę, zaznajomić się z nową klasą i dowiedziecieć się o czym będą się uczyć w następnym roku. Do takich celów służy Moving Day. Jeden dzień, kiedy wszyscy zmieniają klasę i nauczyciela na tego, pod którego opieką będą w następnym roku. Dzieci w ostatniej klasie szkoły podstawowej tego dnia odwiedzają swoją przyszłą szkołę, poznają nauczycieli, nowych kolegów, nowe zasady. Kolejny, według mnie mądry zwyczaj, który ma na celu zapobieganie tzw. wrześniowym stresom. Teraz, kiedy rozpoczęły się wakacje, wszyscy mają jasność co kogo czeka we wrześniu. Gdy brytyjskie dzieci cieszą się z wolnego, szkoły jeszcze pracują kilka dni. Pracownicy szkoły, w tym nauczyciele i ich asystenci zamykają stary rok i szykują się na pierwsze dni września. Grono pedagogiczne wraca do szkoły również kilka dni przed dziećmi, a gdy ostatecznie w szkole pojawią się opalone twarze dzieci, wszystko jest już zapięte na ostatni guzik i od pierwszego dnia zaczyna się nauka.

Ale zanim wrócimy do nauki, cieszmy się wakacjami!!! Zyczę wam udanych wakacji i urlopów! Może nie tak bardzo upalnych, ale słonecznych i ciepłych! Wracajcie wypoczęci, pełni nowych sił i pomysłów! Ja też tu wrócę pod koniec sierpnia i mam nadzieję, że ze zdwojoną energią zabiorę się za opowiadanie wam o Wielkiej Brytanii, bo wierzcie mi – jest o czym pisać! Do następnego razu!!!! A tymczasem podejrzyjmy co ciekawego robił Jaś Fasola w czasie jego francuskich wakacji....

czwartek, 8 lipca 2010

Lady Godiva

Gdyby ktoś kiedyś przeprowadził sondaż, jakie słowa wzbudzają nasze negatywne odczucia, jestem pewna, że jednym z tych słów byłby rzeczownik “podatek”. Podatki są obowiązkową i niezbędną zmorą wielu krajów i wielu społeczności. Obowiązkowe opłaty na rzecz państwa mają długą historie i zawsze wzbudzały ludzką niechęć. Wielu kosztowały życie, bo dla wielu oznaczały nędzę jego rodziny. Rządzący zawsze chcieli więcej i więcej..... ale zdarzyło się w historii Anglii, że w krainie Mercii (obecnie środkowa Anglia) był ktoś, kto skutecznie się temu sprzeciwił. Osobą tą była Lady Godiva.


Piękna, długowłosa Lady Godiva przez cały rok siedzi w siodle swojego rumaka i spogląda na tętniące życiem centrum miasta Coventry, którego jest legendą i symbolem. Przez wiele wieków jej miasto bardzo się zmieniło i stało się częścią Wielkiej Brytanii. W czasach, kiedy ona żyła (X - XI wiek) miastem i krainą Mercii rządził jej mąż, saksoński hrabia – lord Leofric III. Jak większość władców miał on wiele, pewnie nie zawsze potrzebnych wydatków. Aby im sprostać, postanowił podnieść opłatę podatkową wszystkim mieszkańcom Coventry, wzbudzając w poddanych strach i lament. Płacz i skargi dotarły do uszu Godivy. Pomysł męża nie spodobał jej się i postanowiła wstawić się za mieszkańcami. Udała się do męża i bardzo długo błagała go o zlitowanie się nad biednym ludem. Prosiła go o zmianę swojej podatkowej decyzji. Mąż, nie wierząc w desperację małżonki, zadrwił sobie z niej i dla świętego spokoju obiecał spełnić jej prośbę, ale tylko pod jednym warunkiem. Był to dla jego małżonki bardzo poniżający warunek. Przejażdżka konna ulicami Coventry w stroju biblijnej Ewy. Lord Leofric był pewny, że jego małżonka nie zdobędzie się na taką odwagę by spełnić jego warunek. Nie doceniał swojej żony. Lady Godiva postanowiła za wszelką cenę pomóc mieszkańcom Coventry. Nawet za cenę rozebrania się i paradowania nago na koniu ulicami miasta. Umówiła się z mieszkańcami, że w czasie, kiedy będzie jechać konno, oni zostaną w domach z zamkniętymi okiennicami i nie będą usiłowali jej podglądać. I tak się stało. Ku zdumieniu męża, pewnego dnia Lady Godiva zupełnie naga, lekko osłonięta swoimi długimi włosami wsiadła na konia i pogalopowała w stronę miasta. Coventry zdawało się być wymarłe. Ulice były puste, a wszystkie otwory okienne szczelnie zamknięte okiennicami. Mieszkańcy wywiązali się z obietnicy i prawie nikt nie usiłował podglądać swojej nagiej pani. Prawie... Miejski krawiec, później nazwanym Tomem Podglądaczem ( Peeping Tom) nie wytrzymał. Nie potrafił powstrzymać swojej ciekawości i przez szparę w okiennicach podejrzał Lady Godivę. Los okrutnie go ukarał. Stracił wzrok. Lord Leofric III okazał się być honorowym władcą i wywiązał się z obietnicy. Nie podniósł opłat, a wyczyn jego odważnej żony stał się głośny i po dzisiejszy dzień opowiadany. Lady Godiva została uhonorowana pomnikiem ustawionym na głównym placu miasta. Jej historię opowiadają figurki umieszczone na jednym z budynków w centrum miasta, nieopodal pomnika. Co sześćdziesiąt minut, kiedy miejski zagar wybija pełną godzinę, otwierają się wrota i z ukrycia wyjeżdża naga Godiva na białym koniu, a Peeping Tom podgląda ją z góry, po czym łapie się za oczy, które stają się niewidome. Zbytnia ciekawość bywa zgubna....

Lady Godiva obserwuje miasto przez cały rok.

Miejski zegar wskazuje pełną godzinę.

Peeping Tom traci wzrok.

W mieście Lady Godiva- Coventry, corocznie, na początku lipca organizowane są kolorowe, wesołe pochody pod patronatem legendarnej damy na koniu. Pochód, czy inaczej nazywając parada przemierza główne ulice miasta i kończy się w miejskim parku. Wówczas rozpoczyna się wielki weekendowy festyn; Godiva Festival. Parady przypominają brazylijski karnawał. Uczestnicy prześcigają się w wymyślaniu paradnych , niezwykłych strojów, dekoracji i tańców. Tematem tegorocznej parady była ochrona środowiska oraz letnia olimpiada, która ma się odbyć w 2012 roku w Londynie. Figura Lady Godiva rozpoczęła pochód, w którym brały udział najważniejsze osoby w mieście, grupy muzyczne, taneczne, artystyczne i tradycyjnie aktorka grająca rolę Lady Godivy. Tyle tylko, że współczesna Lady Godiva nie była naga i nie jechała na białym koniu tylko na koniu mechanicznym. Dziś zapraszam was na Lady Godiva Festival. Zapraszam was do obejrzenia zrobionych przeze mnie zdjęć.

Lady Godiva rozpoczyna pochód.

Niezwykłe kostiumy przyciągają widzów.

Ruchoma scena a na niej wesoła orkiestra.

Kolorowo.



 


 


 

Lady Godiva w samochodzie.


Flagi świata. Widziałam również polską flagę.




Wspóczesny człowiek?

Egzotyczne tańce.