Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

wtorek, 26 października 2010

Autobusy

Te najbardziej charakterystyczne –czerwone, często piętrowe wszystkim na świecie kojarzą się z Londynem. Autobusy są najpopularniejszym obok metra środkiem komunikacji w stolicy Wielkiej Brytanii. Ich piękny kolor stał się dopełnieniem krajobrazu tego wielomilionowego miasta. Ale nie w każdym brytyjskim mieście ten główny środek komunikacji miejskiej ma barwę czerwoną. Po ulicach mojego miasta mkną autobusy o innej, wręcz niebiańskiej kolorystyce; bieli i błękitu. Zdawać by się mogło, że miasto bez nich nie byłoby tym samym miastem. Zanim oddałam się całkowicie wychowaniu kolejnego potomka, przejechałam nimi kilometry przemieszczając się ze szkoły do szkoły, słuchając, obserwując, czasami dziwiąc się tutejszym autobusowym zwyczajom i zachowaniom. Co kraj to obyczaj, również w dziedzinie autobusowego Savoir-vivre, a angielska kultura podróżowania jest wyjątkowa, dlatego dziś troszkę wam o niej opowiem.


Wszystkie; krótkie, piętrowe (double decker) czy przegubowe „nocują” pod dachem ogromnego garażu w pobliżu centrum miasta i tuż obok dworca autobusowego. Każde większe miasto posiada przynajmniej jeden taki dworzec „bus station”. Tutaj zatrzymują się autokary dalekobieżne, ale ten ogromny, oszklony, wypełniony ławkami, elektronicznymi tablicami rozkładów jazdy i wieloma stanowiskami pawilon jest przede wszystkim zbiorowiskiem przystanków autobusów miejskich. Tutaj zatrzymuje się ponad 90% linii autobusowych naszego miasta oraz wiele autobusów innych, prywatnych firm. W tak ruchliwym miejscu nie może zabraknąć punktu informacyjnego, punktu sprzedaży biletów miesięcznych, toalet, kiosków, kawiarenek czy barów. W ciągu dnia swoje stopy stawia tam tysiące osób. Jedni gdzieś się spieszą, inni rozmawiają lub siedzą na ławeczkach i wypatrują przez szybę swojego numeru autobusu.


Wewnątrz autobusu.


Do takiej puszki wrzuca się pieniądze, gdy chce się kupić bilet.

Drukarka biletów.

Przykładowy cennik.

Kiedy spośród wężyka nadjeżdżających autobusów wyłania się ten „nasz”, pasażerowie podnoszą się z ławek i ustawiają w kolejce do drzwi, przy których się zatrzymuje. Kolejka obowiązuje według kolejności przyjścia na przystanek. Nikt nikogo nie popycha, nie wyprzedza. Z racji tego, że autobusy, zwykłe i piętrowe mają tylko jedną parę drzwi z przodu pojazdu, wszyscy cierpliwie czekają, aż wysiądą  inni pasażerowie, którzy opuszczając autobus często dziękują kierowcy za dowiezienie ich do celu. Gdy kierowca kończy swoją zmianę i przekazuje kierownicę koledze bądź koleżance, kolejka oczekujących wciąż stoi na przystanku. Nikt nie wsiądzie do autobusu zanim kierowcy nie zmienią się. Kiedy kierowca daje znać, ludzie po kolei wchodzą do autobusu pokazując bilet miesięczny bądź kupując jednorazowy czy całodzienny (daysaver). W naszym mieście kierowcy nie mają styczności z pieniędzmi i nie wydają ewentualnej reszty. Autobusy wyposażone są w specjalne puszki, do których wrzuca się odliczone pieniądze, a wydrukowany bilet odbiera się z takiej małej maszynki umieszczonej obok. Gdy zdarzy się, że ktoś wrzuci za mało, kierowca często nie drukuje biletu każąc dopłacić. Nie praktykuje się jeżdżenia ”na gapę”. Owszem, bywają tacy co mają wielką ochotę na podróż „za jeden uśmiech” lub na stary bilet, ale jest to zjawisko bardzo rzadkie i często kończy się niepowodzeniem, bo wielu kierowców nie wpuszcza takich osobników do autobusu. Emeryci i renciści po sześćdziesiątym roku życia oraz niepełnosprawni jeżdżą za darmo w godzinach 9:30 – 23:00  (poza porannym szczytem) i bardzo chętnie oraz tłumnie z tego przywileju korzystają. Czy istnieją kontrolerzy, w Polsce powszechnie nazywani ”kanarami”? Istnieją, są umundurowani, ale mnie zdarzyła się taka kontrol tylko raz. Uniformy obowiązują także kierowców, a poza autobusem mają także obowiązek noszenia kamizelek odblaskowych.

Pasażerowie zajmują więc w autobusach swoje miejsca. Jedni udają się schodkami tuż za kabiną kierowcy na „pięterko”, inni zostawiają ciężkie torby w miejscu do tego przeznaczonym, a sami siadają wygodnie na tyłach autobusu. Ktoś inny zabiera z koszyczka darmowa gazetę „Metro” , inni nakładają słuchawki od swoich telefonów, Ipodów i innych współczesnych wynalazków. Czasami ktoś wcisnie nos w książkę lub zamyśli się patrząc w dal przez szybę. Tu i tam słychać rozmowy. Osoby niepełnosprawne oraz mamy z wózkami zajmują miejsca przeznaczone dla nich. To część autobusu ze składanymi siedzeniami. Każdy może tam siedzieć, ale gdy do autobusu wtacza się wózek, natychmiast takie miejsce zwalnia się. Gorzej jest, gdy wózków jest tyle, że już nie ma miejsca dla innych. W takiej sytuacji kierowca odmawia zabrania kolejnego. Zresztą gdy autobus ma za dużo pasażerów może nie zatrzymywać się na przystankach, bo na ogół pilnuje się tego, by ten środek komunikacji miejskiej nie był przepełniony, a pasażerowie podróżowali bezpiecznie, czyli głównie na siedząco. Nie znaczy to wcale, że nie jeździ się autobusem stojąc. Owszem- jeździ, ale nie w wielkim tłoku. Gdy do autobusu chce się dostać osoba na wózku inwalidzkim, kierowca opuszcza swoją kabinę i wysuwa specjalną platformę i w razie konieczności pomaga takiej osobie dostać się do środka. Chcąc wysiąść należy zawiadomić o tym kierowcę naciskając jeden z wielu dzwonków. Warto pamiętać też o konieczności machania ręką w celu zatrzymania interesującego nas autobusu, gdy widzimy jak zbliża się do naszego przystanku, bo czasami bez tego gestu może nas nie zabrać uznając, że oczekujemy innego autobusu.

Schody na pięterko.

Miejsce na ciężkie bagaże i koszyczek na gazety.

Miejsca specjalne dla mam z dziećmi w wózkach lub osób niepełnosprawnych.
Wysprzątane i czyste autobusy wczesnym rankiem opuszczają garaż by w ciągu dnia pomóc w przemieszczaniu się mieszkańcom miasta bądź turystom. Pasażerowie bywają różni, to też różnie wyglądają autobusy po całym dniu pracy. Czasami przez środek autobusu z charakterystycznym hałasem toczy się pusta puszka, kiedy indziej podłoga wyścielana jest podartą gazetą lub starymi biletami, jakby trudno było je wyrzucić do śmietniczka umiejscowionego przy drzwiach. Starsze osoby lubią ze sobą rozmawiać lub uśmiechać się do dzieci i psów. Psy jeżdżą czasami bez smyczy, a już na pewno bez kagańca. Brytyjskie psy to zupełnie inny temat- rzeka. Zaskakuje mnie ich niewiarygodna grzeczność i opanowanie. Rzadko szczekają czy warczą. Tutejsze psy są bardzo spokojne i posłuszne. Zupełnie inaczej niż dzieci. Dzieci w autobusach rzadko są grzeczne, spokojne czy posłuszne. Krzyczą, próbują wydostać się ze swoich wózków, jedzą, piją i śmiecą przy aprobacie swoich mam. Czasami dzieci nie mają miejsca w wózkach, bo wózki służą ich opiekunom jako środek transportowy dla niezliczonej ilości toreb z zakupami. Wtedy maluchy rozsiadają się na kolanach wiecznie rozmawiających przez telefon mam lub w nierzadko ubłoconych butach stają na siedzeniach i zaczepiają udających zachwyt pasażerów. Starsze dzieci- nastolatki są chyba najgorszą grupą pasażerów, zwłaszcza wtedy, gdy razem wracają ze szkoły. Inni przy nich siedzą jak na przysłowiowych szpilkach i niecierpliwością oczekują tego przystanku, na którym mogą z ulgą opuścić autobus. Inaczej muszą wysłuchiwać głupot oraz wymyślnych wulgaryzmów. Niestety wiele z nich także w polskiej wersji, a te najbardziej mnie irytują. Chłopcy często uprawiają coś, co za moich czasów nazywało się „końskimi zalotami”, a dziewczęta piszczą, klną lub z całej siły walą w nich swoimi torbami. Bywa jeszcze gorzej. Co bardziej aktywni próbują popisać się siłą i „odwagą” demolując autobus, zupełnie nie zdając sobie sprawy z konsekwencji lub o konsekwencjach zapominając w chwili niszczycielskiej podniety. A ponieważ w każdym autobusie są działające kamery, to po takich historiach pracownik miejskiego przedsiębiorstwa udaje się do szkoły wandali (mundurki szkolne pozwalają łatwo ich zidentyfikować) z prezentem w postaci filmu z ich podróży, a szkoła robi swoje. Potem tu i tam można czytać listy przepraszające imiennie podpisane przez uczniów. Zresztą w razie konieczności zdjęcia z kamery ukazują się w prasie i wtedy dopiero jest wstyd. Kierowcy mają także w autobusach radio i stałą łączność z dyspozytornią. Są też wyposażeni w aparaty fotograficzne.

Hm...cóż to może być? Lustereczko? Lampa? A może ukryta kamera?

Na końcowym przystanku, gdy wszyscy opuszczą autobus, czasami kierowca znajduje różne rzeczy. Zdarzają się też bardzo wartościowe. Wszystko odnosi się do biura rzeczy znalezionych funkcjonującego przy zajezdni. Jeśli przez jakiś określony okres czasu nikt się po zgubę nie zgłosi, staje się ona własnością znalazcy. Ale jeśli kamera zarejestruje, że kierowca coś sobie przywłaszczył, grozi to utratą przez niego pracy.

Nieprawdą jest, że autobusy są bardzo punktualne choć pewnie starają się takie być. Korki, stłuczki i objazdy często powodują opóźnienia. Brytyjscy pasażerowie autobusów miejskich są bardzo cierpliwi. Podziwiam ich za to! Nawet jeśli autobus bardzo się spóźnia, oni cierpliwie czekają, nie komentują, nie oburzają się, nie wyzywają i chyba jedyną osobą, która co chwilę nerwowo zerkała na zegarek lub w dal z tęskniącym za autobusem wzrokiem byłam ja sama. Ktoś to nazwał „syndromem polskim”. Strach przed spóźnieniem się do pracy, komentarzami przełożonych i konsekwencjami. Tylko mnie sposród innych pasażerów paraliżował ten strach. Nienawidzę się spóźniać. A przecież wystarczy powiedziec prawdę, że spóźnił się autobus, o ile ktokolwiek to zauważy czy o to zapyta, by usłyszeć typowe tutaj OK. Tylko tyle. I nawet jeśli autobus bardzo się spóźni, to jego kierowca i tak usłyszy „Thank you” od wysiadających osób. Taki miły zwyczaj.


Zachęta! Nie, nie do tego... ale do zakupu specjalnego biletu studenckiego; "Pokrywa tak dużo a kosztuje tak mało".


 Na koniec dzisiejszego wpisu, oprócz zdjęć pragnę was zapoznać z bardzo znaną tutaj i popularną dziecięcą piosenką właśnie o autobusach. Przyjemnej podróży życzę!

P.S. Pewna moja starsza znajoma powiedziała mi, że jeszcze całkiem niedawno (tzn. jakieś 30 lat temu) w autobusach wolno było palić papierosy, a wózków z dziećmi wcale nie wpuszczano. Koszmar! Jakie szczęście, że czasy te minęły.

2 komentarze:

  1. :) Z przyjemnościa przeczytałam. Moje wspomnienie - spadł śnieg (1 cm) Anglicy tarzali się po ulicach, lepili bałwany, udawali, że maja prawdziwą zimę. Autobus się spóźnił, kierowca i pasażerowie mili, weseli, cieszący się śniegiem. I pan kierowca zatrzymał się w czasie przejazdu przez park, żeby ludziska mogli piękne zdjęcia drzewom przykrytym śniegiem zrobić i podziwiac piękno przyrody:)Niezapomniane wrażenia:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za to, że tu zaglądacie. Będę bardzo szczęśliwa czytając wasze komentarze-zawsze na mnie działają niczym balsam i sprawiają mi prawdziwą radość.