Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

czwartek, 4 listopada 2010

Spisek Prochowy 1604

Od czasów, kiedy Chińczycy wynaleźli sztuczne ognie minęło już sporo czasu. Rakiety pędzące w ciemne niebo tylko po to, by nagle rozpaść się na wiele kawałków , na moment rozbłysnąć tysiącem migocących, kolorowych iskierek dając tym samym niezwykłe, kolorowe widowisko wszystkim spozierającym w ich stronę znane są i popularne na całym świecie. Nikt chyba już nie wyobraża sobie powitania Nowego Roku bez charakterystycznego huku lub gwizdu rakietek czy fajerwerków. Wydawać by się mogło, że właśnie w tą jedyną noc w roku, kiedy ludzie na całym świecie żegnają stary, a witają kolejny rok w niebo szybuje ich najwięcej. Kto wie, może i tak jest na świecie?.. Ale nie w Wielkiej Brytanii. Dla mnie osobiście Sylwestrowa noc w Anglii jest dość ubogo ozdobiona w sztuczne ognie. Zdaje się, że po listopadowych wystrzałach i fajerwerkach nikt już nie ma ochoty na kolejne wielkie strzelanie w Sylwestra. A może powód listopadowych fajerwerków jest dla Wyspiarza dużo ważniejszy niż sam Sylwester?


Król Henryk VIII „pogniewał” się na Papieża i sam ogłosił się głową kościoła dając tym samym początek wyznaniu anglikańskiemu. Za panowania tegoż władcy śmierć dosięgła nie tylko kilku jego żon, ale także wielu innych ludzi, a zwłaszcza tych, którym ten kierunek wiary nie przypadł do gustu. Nie było lekko katolikom także za panowania jego następców, a zwłaszcza córki – Elżbiety Pierwszej. Iskierka nadziei pojawiła się dopiero wtedy, gdy tron miał objąć James I Stuart, obiecując katolikom poprawę ich trudnej sytuacji. Niestety, obietnice już wtedy często nie były dotrzymywane i okazywały się tylko „kiełbasą wyborczą”. Jamesowi zależało na tronie i poparciu Anglików w dążeniu do tego niezbyt łatwego celu. Osiągnąwszy sukces, został królem i zapomniał o obietnicach. Za radą przewodniczącego rady ministrów- Roberta Cecila- posunął się jeszcze dalej i skazał wszystkich katolickich księży na banicję.

Katolicy byli w trudnej sytuacji. Nic dziwnego, że w 1604, gdzieś w Warwickshire, w domu niejakiego Roberta Catesby kilku z nich obmyśliło plan zamachu. Zamach miał mieć miejsce piątego listopada. Skoro właśnie wtedy w Parlamencie miała się odbyć nadzwyczajna narada z udziałem całej elity politycznej i samego króla, to najlepiej byłoby wysadzić „całe towarzystwo” w powietrze wraz z całym budynkiem. Po takim zamachu kraj łatwiej by było zawrócić na drogę katolicyzmu.

Kto wie, jakby się to skończyło, gdyby nie pewien młodzieniec, szwagier Lorda Monteagle, który również miał być w dniu planowanego zamachu w Parlamencie. Został ostrzeżony listem, by się tam nie pokazywał. Ale Lord Monteagle pokazał list Robertowi Cecilowi, a ten z kolei królowi.

W nocy z czwartego na piątego listopada , jeden z zamachowców –Guy Fawkes (widoczny na obrazku)–zagorzały katolik, niegdyś kapitan hiszpańskiej armii zaczaił się wśród beczek z prochem w podziemiach Izby Lordów. Niespodziewanie został otoczony przez żołnierzy i uwięziony w Tower of London, gdzie poddawano go okrutnym torturom. Mimo cierpień nie wydał zamachowców, a jedynie podawał nazwiska tych, o których wiedział, że nie żyją. Zastosowano dla niego najsurowszą karę; powieszenie i poćwiartowanie.

Parlament nie wyleciał w powietrze i stoi po dziś dzień. Nikt nie zapomniał o nieudanym zamachu i każdego roku, dnia piątego listopada w Wielkiej Brytanii odbywa się największe podniebne widowisko. W żaden inny dzień w roku na brytyjskim niebie nie ujrzycie tylu sztucznych ogni co właśnie tego wieczoru.

Bonfire Night, bo tak powszechnie nazywany jest ten dzień, jest atrakcją dla małych i dużych mieszkańców Wysp. Trudno w taką noc zasnąć, bo zdaje się, że wystrzałom nie ma końca. Niektórzy Brytyjczycy spotykają się w grupach i zaczynają „świętować” od rozpalenia wielkiego ogniska, w którym pali się kukłę ‘Guy Fawkes’, a dopiero potem wyrzucają w niebo niezliczoną ilość fajerwerków. Czeka nas kolejny wystrzałowy wieczór!

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje, tego właśnie szukałam. Jest tu nawet więcej niż na innych stronach :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za to, że tu zaglądacie. Będę bardzo szczęśliwa czytając wasze komentarze-zawsze na mnie działają niczym balsam i sprawiają mi prawdziwą radość.