Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Zakochałam się w wiośnie!

Patrząc na sklepowe półki można przypuszczać, że wiosna na Wyspach Brytyjskich zaczyna się tuż-tuż po Nowym Roku. Właśnie wtedy znika wszystko, co kojarzyć się może z Bożym Narodzeniem. Pojawiają się nasiona, sadzonki, nawozy oraz wszystko to, co według specjalistów od marketingu powinniśmy kupić z myślą o Wielkanocy, choć do świąt może być jeszcze daleko.

Wtedy wiosna zaczyna się „rozglądać i rozkręcać”. Zakwita żółty jaśmin, potem kamelie, forsycje i magnolie, a spod ziemi wynurzają się pierwsze wiosenne kwiaty, by już pod koniec lutego pomalować tutejszy świat w białe przebiśniegi, wielobarwne krokusy i oczywiście żółte żonkile. Zaczynamy rzeczywiście czuć wiosnę. Ptaki coraz głośniej i zalotniej śpiewają, sąsiedzi ruszają do prac porządkowych w swoich przydomowych ogródkach. Kawa wypina na ławeczce w pierwszych cieplejszych promieniach słońca również smakuje inaczej, wyraziściej. Wystarczy trochę deszczu a potem ciepłego słońca i przyroda eksploduje wiosną, nawet, jeśli kalendarz ścienny uparcie nam wmawia, że to jeszcze zima.


Kocham wiosnę. Tutejszą wiosnę uwielbiam też za to, że pojawia się dużo wcześniej niż w mojej Ojczyźnie. Chyba nikomu nie kojarzy się z psimi nieczystościami, które odsłania topniejący śnieg. No cóż… śnieg tutaj pojawia się tylko gościnnie, a właściciele psów na ogół sprzątają nieczystości swoich pupili. Brytyjska wiosna to kwiaty widoczne w każdym miejscu: w parku, na skwerkach, rondach i wszelkich paskach zieleni. Raz tylko zdarzyło mi się być świadkiem, kiedy to gromadka dzieciaków próbowała zrobić sobie bukiet z żonkili rosnących na przydrożnym pasku zieleni. Oburzenie przejeżdżających tamtędy kierowców dało się słyszeć chyba na kilometr. Wszyscy jakby się umówili i naciskali klakson powodując wieki hałas. Dzieciaki prędko zrezygnowały z wandalizmu. Mieszkańcy Wysp szanują kwiaty, podziwiają je, fotografują, nie niszczą. Dzięki temu i ja mogę je podziwiać i fotografować. Dziś chcę wam pokazać tutejszą wiosnę. Miałam spory kłopot z wybraniem zdjęć, bo okazało się, że mam ich, – co tu dużo mówić –mnóstwo. Ale zanim was zaproszę do podziwiania wiosny, pragnę usprawiedliwić moją ostatnio rzadszą aktywność na blogu. Nie brakło mi tematów, a zapowiada się, że ten rok je nawet rozmnoży. Wiosna to bardzo pracowita dla mnie pora roku. Kwiecień w tym roku to dość specyficzny miesiąc. Nie będę ukrywać, jestem baaaardzo zajęta. Dlatego proszę, nie obraźcie się, ale dzisiejszy wpis będzie moim jedynym wpisem w kwietniu. Z nową porcja wiadomości i zdjęć „zaatakuje was” w maju. Bądźcie wyrozumiali, proszę. Tymczasem wszystkim odwiedzającym życzę prawdziwie wiosennych i głęboko przeżytych duchowo Świąt Zmartwychwstania Pańskiego! Do maja!