Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

piątek, 13 stycznia 2012

Stonehenge


Podobno to miejsce ma magiczną moc. Przez stulecia jedni widzieli w nim dzieło słynnego czarnoksiężnika Merlina, inni opowiadali mity o olbrzymach. Dziś są też tacy, co upierają się przy twierdzeniu, że to „obcy” z odległych galaktyk zostawili po sobie ślad. Naukowcy i archeolodzy badają i publikują swoje teorie, choć nawet oni przyznają się do tego, że nie wszystko tutaj jest jasne i pewne. Słynne na cały świat, odwiedzane przez tysiące ludzi oraz oblegane przez wielu „pielgrzymów” w czasie przesilenia letniego i zimowego, pełne tajemnic, zagadek i znaków zapytania - Stonehenge.  Ja wiedziałam, że kiedyś przyjdzie taki dzień, kiedy moja ciekawość zaprowadzi mnie prosto w ten niezwykły krąg.

Taka już jestem - jeśli planujemy podróż, ja zaraz doszukuję się tak zwanych „po drodze” ciekawych do zobaczenia i zbadania miejsc. W taki sposób trafiliśmy do Stonehenge w hrabstwie Wiltshire, choć uczciwie muszę przyznać, że wcale nie było to tak „po drodze” jak mi się wydawało podczas studiowania mapy. Gdybym miała opisać, gdzie znajduje się ta megalityczna budowla to powiedziałabym, że gdzieś pomiędzy trzema miejscowościami: Shrewton, Amesbury i Salisbury. Blisko tego miejsca, gdzie droga A344 spotyka się i łączy z A303. Zbliżając się do Stonehenge poczułam lekko narastające napięcie. Droga prowadziła z górki, a im bliżej byliśmy celu naszej podróży, tym bardziej okolica przypominała trawiaste pustkowie. Dziwne uczucie, pewnie spotęgowane deszczową i pochmurną jesienną aurą. Zdawało się, że granatowe i ciężkie chmury lada moment urwą się z nieba i runą na nas z całym impetem. W takiej atmosferze, w tym pustkowiu ujrzeliśmy znane nam już wcześniej z fotografii kamienie. Dziś już wiemy, że ta uboga w roślinność okolica jest namagnesowana i dlatego trudno tam o drzewa czy krzewy. Nawet trawa jest dużo rzadsza i gorsza niż na przykład kilkaset metrów dalej.

„Uzbrojeni” w kurtki, odpowiednie obuwie, parasole i audio - przewodniki przypominające telefony komórkowe udaliśmy się na obchód.  Audio - przewodnik (wówczas nie był dostępny w języku polskim), z którego snuły się fantastyczne historie i niezwykłe legendy związane z tym miejscem przeniósł nas w odległe czasy. Zapomnieliśmy nawet, że jest nam zimno czy nieprzyjemnie mokro i nie zauważyliśmy jak ulewa ostatecznie zamieniła się w mżawkę, a wiatr, który hulał sobie swawolnie pomiędzy głazami przepędził złowrogie nam chmury. My byliśmy odurzeni odgłosami czasów nam bardzo odległych.
Zanim archeolodzy postawili „diagnozę” dotyczącą pochodzenia tajemniczego kręgu kamieni, w odległym średniowieczu ludzie wierzyli, że miejsce to związane jest ze słynnym i wszechobecnym w wielu legendach czarnoksiężnikiem Merlinem. Według nich to Merlin zbudował ów krąg używając w tym celu kamieni pochodzących ze zrujnowanej świątyni w Irlandii. Z miejsca, gdzie wcześniej rozegrała się pełna okrucieństwa bitwa pomiędzy Brytanami a Saxonami. Brytanie ponieśli srogą klęskę i zostali tam zmasakrowani. Ale kiedy z wygnania powrócił prawowity król Brytanów - Aurellus Ambrosius, zła passa przerodziła się w zwycięstwo: Brytanie pokonali Saxonów. Król chciał zbudować coś, co dziś nazwalibyśmy pomnikiem i upamiętnić w ten sposób wszystkich jego poległych wojowników. Za radą Merlina pomnik powstał z ruin tamtejszej świątyni, tylko w miejscu odległym od Irlandii, w Stonehenge.

Inna średniowieczna opowieść donosi nam, że w okolicy dzisiejszego Stonehenge mieszkali kiedyś olbrzymi. Ludzie wierzyli, że interesujący nas kamienny krąg zbudował olbrzym, a kamienie miały uzdrawiającą moc. Jeśli olbrzym źle się czuł i był chory, przynosił tu wodę i polewał kamienie, a tą resztę, która mu zostawała wypijał lub przeznaczał do zrobienia ziołowych nalewek. Olbrzymi mieli wielu naśladowców. Przez setki lat podobnie postępowało wielu pielgrzymów z nadzieją na cud uzdrowienia. Pewnie wielu z nich robiłoby to i dziś, gdyby opiekunowie tego miejsca nie ogrodzili kamieni zapewniając im swego rodzaju „intymność”. Przez wiele lat, z powodu wiary w olbrzymów, Stonenhenge nazywano „Giant’s Dance” (Miejscem Tańca Olbrzymów).

A co na temat kręgu mówią nam archeolodzy i badacze? Czy wiedzą, jak te niezwykłe kamienie się tutaj znalazły?
Początki Stonehenge

Sama budowla była budowana i przebudowywana przez wiele wieków. Zaczęło się to około roku 3000 przed Chrystusem (w epoce neolitu), a ostatnich potwierdzonych przez badaczy „przeróbek” dokonano około 1600 roku przed Chrystusem (już epoka brązu). Prawie 1500 lat! Najpierw powstał okrąg otoczony kredowym nasypem z dwoma wejściami (wejścia podobno maja związek ze słońcem i księżycem), potem powstawały tajemnicze dziury, w które wkopywano drewniane belki. Dziury nazwano „Aubrey Holes”. Było to 56 jam o średnicy 2m i głębokości około metra. Według archeologów „Aubrey Holes” mogły być używane do przewidywania zaćmień słońca i księżyca. Inna teoria sugeruje, że jamy prawdopodobnie są śladem po dodatkowej, drewnianej konstrukcji otaczającej kamienne kręgi. Są też przypuszczenia, że były to miejsca kremowania zmarłych?  Wszystkie te teorie niewątpliwie świadczą o tym, że tak naprawdę to miejsce wciąż jest jedną wielką i jeszcze nierozwiązaną zagadką.
Tak prawdopodobnie wygladało ukończone Stonehenge

W takim razie co badacze sądzą o kamiennych płytach i głazach? Jedne z nich „przywędrowały” z rzeki Avon, inne z miejsc odleglejszych jak na przykład tzw. niebieskie kamienie (bluestones). Niebieskie prawdopodobnie pochodzą z południowozachodniej Walii, bo tylko tam odnaleziono im podobne. Jeśli stamtąd, to jesteście w stanie sobie wyobrazić ile kosztowało to wysiłku i czasu? To ponad 300 kilometrów! Nie było ich mało i nie ważyły jak piórka! Oryginalnie było ich 80 sztuk, a największe z nich ważyły około 40 ton i mierzyły ponad 7 metrów długości. Ustawiono je w taki sposób, że tworzyły koło. Koło niebieskich głazów (29.6m x 29.6m) w środku kręgu (85.4m x 85.4m). Równo jak po odmierzeniu miarką.  Pięć największych z nich ustawiono w samym środku na kształt podkowy.
Droga, jaką musiały pokonać niebieskie kamienie

 Nikt nie wie, ile lat czy wieków kamienie tak stały. Pewne jest, że po jakimś czasie zmieniła się koncepcja budowy. Budowniczym przestało podobać się 80 jednego rodzaju głazów skupionych w jednym miejscu. Część z nich zostało zastąpione piaskowcami pochodzącymi z odległej o 20 mil miejscowości Marlborough Downs. Kiedy stanęłam najbliżej jak mogłam tej kamiennej konstrukcji i przyjrzałam się jej uważnie, też przez chwilę poddałam w wątpliwość, czy bez pomocy czarów lub siły olbrzymów było możliwe ich przetransportowanie w to miejsce? Ale widocznie w tamtych czasach ludzie byli niezwykle silni i wytrwali. Na uwagę zasługuje też ich pomysłowość mocowania głazów (rysunek obok).

Nawet dziś nikt nie wie na sto procent, w jakim celu powstała ta budowla. Czy było to miejsce kultu słońca i księżyca? Niektórym ustawienie głazów kojarzyło się z szubienicą, stąd dzisiejsza nazwa. Archdeacon of Huntingdon (XIIwiek), jako pierwszy stwierdził, ze kształt tej budowli przypomina mu szubienicę, co w języku staro angielskim oznaczało „hen(c)en”. Natomiast słowo „henge” to inaczej kręgi, a „stone” – kamień. Kamienne Kręgi.


Dziś Kamienne Kręgi wzbudzają ogromne zainteresowanie turystów. Kiedy damy „wolną rękę” naszej wyobraźni, możemy przeżyć ciekawą przygodę i poczuć się przez chwilę tak, jakby ktoś przeniósł nas w przeszłość. Poddając się wyobraźni i słuchając przewodnika możemy również troszkę się bać. Bo tajemnica tego miejsca i surowe otoczenie powoduje uczucie obawy czy strachu. Nie wiem, czy dawny właściciel ziemi gdzie znajduje się Stonehenge też miał takie uczucia, że w 1915 roku ostatecznie wystawił to miejsce na licytację i sprzedał za sumę 6.600 funtów. Gdyby wtedy ktoś mu powiedział ilu turystów będzie je odwiedzać, ilu artystów malować i że w 1986 roku zostanie wpisane na światową listę zabytków UNESCO, to jak myślicie –sprzedałby czy nie?
Również ja sięgnęłam po farby wodne i namalowałam sobie pamiątkę ze Stonehenge.
P.S. Wszystkie rysunki pochodzą z książki Caroline Crewe-Read "Stones Circles".

6 komentarzy:

  1. Magiczne miejsce! Chciałabym je kiedyś odwiedzić...

    http://anek73.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny blog!!! Trafiłam tu przypadkiem, ale będę zaglądać częściej!!
    I mnie mój żaglowiec życia zaprowadził na Wyspy, najpierw mieszkałam w malowniczej Walii, teraz w o wiele miej malowniczym mieście w Anglii.
    Stonehenge jeszcze nie zwiedziłam, ale będę tam na pewno!!!
    Ciekawa jestem czy i moje odczucia będą podobne do Twoich. :)
    Pozdrawiam z deszczowej Anglii!!
    ps. niestety nie mogę głosować na Twój blog, ale pogadam z mamą i siostrą w Pl ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj:)Właśnie oddałam głos na mój ulubiony blog:)))Opowiadanie bardzo fascynujące.Jak zawsze świetna relacja z wycieczki.Z przyjemnością dowiedziałam się bardzo interesującej historii:)))Pozdrawiam i dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniale opisujesz..piękne miejsce..życzę udanych wypraw..

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziekuje wam! Bardzo wam dziekuje i zapraszam ponownie! A tym, ktorzy marza o zobaczeniu tego czy innego miejsca zycze spelniania tych marzen!

    OdpowiedzUsuń
  6. śliczny blog i śliczne zdjęcia, a zabytki rewelacyjne sama bym chętnie je zwiedziła. Miałyście świetną wycieczkę:):) a na blog chętnie zagłosuję- bo to mój ulubiony blog:):):)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za to, że tu zaglądacie. Będę bardzo szczęśliwa czytając wasze komentarze-zawsze na mnie działają niczym balsam i sprawiają mi prawdziwą radość.