„ Gdybym
pojechał/a do Londynu, to przede wszystkim chciałbym/chciałabym zobaczyć
British Museum.” – Ile to razy słyszałam podobne stwierdzenie? Ile razy docierało do moich uszu pytanie: „Byłaś
już w British Museum?” i za każdym razem
kręciłam przecząco głową. Do tej pory
udało mi się już zwiedzić kilka ciekawych londyńskich perełek, ale British
Museum na ogół było mi zwyczajnie „ nie po drodze, “(choć znajduje się całkiem
blisko polskiej ambasady). Aż do teraz. Dziś,
jeśli ktoś znów mnie o to muzeum zapyta, odpowiem wreszcie: Byłam, widziałam,
pokonałam kilometry korytarzy, zrobiłam setki zdjęć (z których musiałam wybrać
dla was garstkę, co było bardzo, bardzo trudne) i po kilku godzinach opuściłam
budynek z nadzieją, że kiedyś tam wrócę na dłużej. Nie sposób ogarnąć
tego wszystkiego, co nam oferuje to miejsce i to tylko w kilka godzin ( 5 w naszym
przypadku) i z dziećmi u boku. Ale nawet
takie trochę pobieżne zwiedzanie stało się dla nas wyjątkową lekcją historii
świata. Wielokrotnie doznawaliśmy uczucia jakbyśmy byli na planie filmowym „Faraon” czy serialu „Rzym”. W British Museum
człowiek przenosi się w przeszłość.
British Museum wzbudza
mój podziw nie tylko swoim ogromnym gmachem, bezcennymi kolekcjami, ale także
długim istnieniem. Czy wiecie jak długo istnieje to muzeum? Powstało w
czasach, kiedy nasza kochana Rzeczpospolita dogorywała osłabiona wieloma
wojnami, ale jeszcze istniała na mapach Europy.
Muzeum, którego „ojcem” był Sir Hans Sloane, zostało publicznie otwarte
w 1759 roku. Od tamtego czasu zgromadziło w swoich murach prawdziwe skarby. Ogromną
kolekcję bezcennych i jedynych w swoim rodzaju świadków odległych i pasjonujących, a także często tajemniczych czasów. Na trzech poziomach muzeum, przechodząc z sali do sali, możemy przenikać do czasów starożytnej Persji, Mezopotamii, Egiptu, Grecji czy Rzymu. Możemy udać się w
interesującą podróż do odległej i dawnej Korei, Japonii, Indii czy Chin. Niemal
poczuć na sobie oddech Indian z amazońskiej dżungli lub gorąco afrykańskiej
ziemi. A gdybyśmy mieli dość czasów sprzed
Chrystusa, to nic nie stoi na przeszkodzie by udać sie w podróż do świata średniowiecznej Europy lub czasów
rewolucji zarówno francuskiej jak i październikowej.
Trudno opisać
wszystkie „cuda” tego muzeum. Powstało na ten temat wiele książek, przewodników
i filmów dokumentalnych. Wszystkie takie pomoce można zakupić w muzealnych
sklepikach. Jedyny minus - to brak ich w języku polskim. Ale chyba nie jest
tajemnicą, że największym zainteresowaniem cieszą się wystawy poświęcone starożytnemu
Egiptowi. Muzeum może pochwalić się wyjątkową kolekcją egipskich mumii; w tym
wiele królewskich. Do tego w świetnie zachowanym stanie papirusy, tablice
kamienne, rzeźby, figurki czy nawet zabawki. O naczyniach i urządzeniach
codziennego użytku nawet nie wspomnę. I
to ogromne zainteresowanie „The Rosetta Stone” (kamień odnaleziony przez armię Napoleona,
w 1799, który pomógł w znacznym stopniu rozszyfrować egipskie hieroglify) – nie
było chyba nikogo, kto by nie chciał popatrzeć na ten kamień i zrobić mu
zdjęcie. Nie mogłam oderwać oczu od ogromnej
kolekcji greckich naczyń – wcześniej widziałam je tylko na zdjęciach. Oko w oko
mogłam stanąć z popiersiami znanych, również z okrucieństwa rzymskich władców.
Oceniłam posąg Wenus i Apollo oraz uważnie przyjrzałam się złotym medalom z tegorocznej
olimpiady, które można było podziwiać na wystawie poświęconej olimpiadom. Obejrzałam to, co niegdyś było najpiękniejsze
w greckim Partenonie. Piękne płaskorzeźby, które dziś ozdabiają ściany
londyńskiego muzeum. Fantastycznie poczułam się w sali pełnej prawdziwej
chińskiej porcelany, i to tej najcenniejszej. Aż dreszczyk przeszywa ciałem na
myśl, że niemal każda z tych rzeczy warta jest miliony funtów. Nawet
przeszło mi przez głowę, jak stresującą musi być praca dla tego, kto od czasu do
czasu musi z tej porcelany zetrzeć kurz. Nabrałam ochoty na herbatkę oglądając
wnętrze japońskich domów (niestety, nie serwowali herbaty w tym miejscu). Wstrząsnął mną dreszcz
emocji gdy ukradkiem zerkałam na strój Samuraja. Westchnęłam z zachwytu oglądając japońskie
malarstwo i poczułam upływający czas w miejscu, gdzie zgromadzono niezwykłe
zegarki, zegareczki i ogromne zegary. Niektóre z nich miały po 500 i 600 lat. Z
lekkim rozbawieniem zerkałam na talerze z okresu rewolucji październikowej wychwalające ten czyn i
prawie z otwartą buzią przyglądałam się zbiorom z pałacowych kolekcji.
Wszystko w muzeum
zachwyca. Nic dziwnego, ze odwiedzane jest przez miliony turystów. Można tu
dostrzec pasjonatów historii, którzy z niezwykłą dokładnością przyglądają się
każdej rzeczy i wczytują w każdą informację i opis, lub całe rodziny takie jak
nasza, która chce bardziej zgłębić własną wiedzę o czasach dawnych i przybliżyć
dzieciom świat dawny, który często dla nich jest czymś w rodzaju kolejnej „zaczarowanej bajki”. Tu i ówdzie, ktoś o artystycznej duszy robi
sobie małe przenośne pracownie i rysuje lub maluje wybrane okazy, co wzbudza
moją ciekawość nie w mniejszym stopniu niż samymi zabytkami. Mnóstwo osób wolno spaceruje zasłuchana w
audio- przewodnika, inni- podobni mnie- wszystko niemal chcą uwiecznić na
zdjęciach, gdyż mimo, że muzeum jest pełne tak wspaniałych i drogocennych zabytków – nie ma
zakazu fotografowania i każdy może robić zdjęć ile chce i gdzie chce, co bardzo
sobie cenię.
Muszę się wam przyznać,
że muzeum jednak wzbudziło we mnie skrajne odczucia. To, co zobaczyłam-
przeszło moje najśmielsze oczekiwania i na pewno chcę to jeszcze kiedyś zobaczyć.
Z drugiej jednak strony pomyślałam sobie o tych wszystkich narodach, które
zostały pozbawione- i nie bójmy się użyć tego słowa- ograbione ze swoich
skarbów. My, jako Polacy też doświadczaliśmy takich grabieży, więc jaki mieć do
tego stosunek? Kiedy opuściliśmy muzeum, usiedliśmy na trawie dając nieco
odetchnąć naszym zmęczonym nogom - dyskutowaliśmy o tym. Jak zawsze każdy kij
ma dwa końce. Tak, skarby zgromadzone tutaj wzbudzają pewne wątpliwości, ale
gdyby ich tu nie było, czy byłabym w stanie je zobaczyć? Czy dla wielu ludzi
nie jest wciąż dużo łatwiej przyjechać do Londynu i zobaczyć piękno całego
świata w jednym miejscu, niż podróżować od kraju do kraju, często w rejony
niebezpieczne by móc ujrzeć to czy tamto? Czy nasza wiedza o czasach
starożytnych i dawnych nie jest właśnie bogatsza za sprawą brytyjskich
odkrywców i badaczy? I czy, gdyby skarby pozostały tam, gdzie je odnaleziono,
na pewno by dotrwały do dziś? Czy uległy by zniszczeniu w skutek wielu
wojennych zawieruch lub ewentualnie stały się własnością prywatnych
kolekcjonerów?
Gdybyście
kiedykolwiek mieli okazję, zajrzyjcie do British Museum (Great Russell Street,
London, WC1B 3DG). Najłatwiej do niego dotrzeć metrem (stacje: Tottenham Court
Road lub Holborn i Russell Square) lub spacerkiem. Od polskiej ambasady spacer zajmuje
około 10-15 minut. Wstęp do muzeum jest
wolny. W paru miejscach znajdują się wielkie skarbonki proszące o ofiarę na rzecz
muzeum. W punkcie centralnym muzeum są miejsca, gdzie można zjeść
posiłek kupny lub własny. Wkoło jest sporo sklepików z pocztówkami, książkami i
pamiątkami. Nie brak też toalet. Można wypożyczyć audio-przewodnik lub zakupić
mapę i zwiedzać muzeum według niej. Wszystko, co możemy oglądać w muzeum
zaopatrzone jest w szczegółowe opisy w języku angielskim. W każdej sali
natchniemy się na uprzejmych i bardzo pomocnych w razie potrzeby pracowników muzeum.
Muzeum jest przyjazne osobom niepełnosprawnym (toalety i windy). Wrażenia niezapomniane
pozostają w człowieku już na zawsze.
Dwa zdjecia wyżej to centrum muzeum.
Greckie wazy zachwyciły mnie.
Święty Piotr
Prosto z pałacowych salonów.
Piękny zegar.
Strój Samuraja.
Piękne japońskie obrazki
Budda
Kto z was to przeczyta?
Wnętrze koreańskiego domku
Skład chińskiej porcelany
Sztuka indiańska
Faraon Ramzes II
"The Rosetta Stone"
Aleksander Wielki
Odpoczynek wśród afrykańskich znalezisk